Sellaronda Hero. Wspinaczka po przełęczach
Źródło: Wojtek Markiewka
04 Jul 2016 21:14
tagi:
Sellaronda Hero, Dolomity, Włochy
RSS Wyślij e-mail Drukuj
Sobota, po godzinie 8:00, odliczanie do rozpoczęcia "najtrudniejszego maratonu na świecie" w czerwcowym, porannym, alpejskim słońcu. Super atmosfera, wkoło uśmiechnięci rowerzyści oczekujący swojej godziny startu.

Godzina 8:40. Jadę. Pierwszy fragment asfaltem, potem szeroka szutrowa wspinaczka na pierwszą przełęcz położoną na 2298m. Okresami droga bardzo stroma, ale wszyscy na świeżości cisną. Wspinamy się, powoli goniąc ludzi z sektora startującego 15 minut przed nami. Atmosfera sielankowa jak dla mnie, ale może dlatego, że u nas się ścigam, a dzisiaj mocne ale spokojnie tempo. Zadanie to przejechać zawody jak najmniejszym nakładem sił (dobre 85 km i 4400m w pionie!), uważać na zjazdach, cały i zdrowy zameldować się na mecie.

Pierwszy fragment w dół, szeroko, szybko, nagle singiel i korek na kilkadziesiąt metrów, tego się nie spodziewałem. Nie ma trudności, nie ma nic technicznego. Czekamy i czekamy z Pauliną i Sławkiem. W końcu trochę polami, trochę lasem, trochę singlem jedziemy. Przemierzamy kilometry trasy, rozmawiamy o naszych spostrzeżeniach, o maratonie, o ludziach, poznaje kilku ludzi z Polski, podziwiam zapierające dech widoki i gromadzące się nad nami małe chmury.

opis

Pierwszy bufet. Stajemy ze Sławkiem, jemy, pijemy, rozmawiamy. Moją uwagę zwraca cola, u nas nie zauważyłem jej na bufetach, tutaj wszyscy to piją, nawet ja się skusiłem. Jedziemy dalej. Droga, pole, błoto po ostatnich opadach, fragment po drodze, nagle skręt i singiel w polu. Cały ze szczęścia cisnę i... skończyłbym swój maraton i przede mną jadącego Włocha, kasując przy okazji nasze rowery. Okazało się, że on nie był szczęśliwy z tej namiastki singla i prawie stanął, poszedłem w pole, uff, udało się. Koniec na dzisiaj wyprzedzania, jeżeli nie ma wystarczająco dużo miejsca, jeżeli jest jakiekolwiek zagrożenie. Mam przejechać a nie szaleć.

Dalsza jazda niestety w coraz gorszej pogodzie. Wspinamy się, zjeżdżamy, ale pogoda się psuje. Rozmawiamy ze Sławkiem czy ubieramy się w coś przeciwdeszczowego czy nie. Pierwsza kropla, druga, lunęło. Kurtka na deszcz w camelback’u (spędziła tam cały maraton). Myślałem, że może przejdzie, potem już mi się nie chciało, a w tułów akurat nie było mi zimno. Od tego momentu pada z małymi przerwami, robi się coraz zimniej, na przełęczach wręcz masakrycznie. Uwielbiam chłód ale na przełęczach marzłem.

Drugi bufet. Postój, posiłek, pyszne bułki z szynką, rozjazd dystansów i zaczynamy chyba w Arrabie najdłuższy dzisiaj podjazd z podejściem (max nachylenie z gps-a 48) i jesteśmy na 2315m. Szkoda że pada, byłby cudowny widok. Zjeżdżamy technicznym singlem, błoto, płaty śniegu, jest fajnie, czasami mały psychodel, podoba mi się.

opis

Dojeżdżamy do trasy krótszego dystansu i razem wjeżdżamy na Passo Pordoi, gdzie stoi niejadąca maratonu część naszego teamu, która nas ciepło dopinguje. Spotykam Bułę jadącego krótszy dystans, zamieniamy kilka słów z Agnieszką i Tadkiem. Ania robi zdjęcia, pozdrawiamy ich i idziemy jak przecinaki w dół stromym fragmentem trasy, tzn. Buła poszedł jak przecinak swojej tylnej opony. Dalej jadę sam.

opis

Zjazd do Canazei, czuję, że robi się zimno, na zjeździe marzną kolana, marzę o nakolannikach pewnej szwajcarskiej firmy, której koszulkę termiczną mam na sobie. Czemu ich nie kupiłem? Jestem szczęśliwy jak trasa wiedzie pod górę, człowiek się rozgrzewa, nie jest tak zimno w dłonie. Podjeżdżamy powoli pod Passo Duron, jadąc cudowną doliną, niestety pada, czasami leje. Wspaniałe góry, my, trochę krów, bajka ale bardzo chłodna bajka.

Przełęcz zdobyta, jazda w dół i ręce na hamulcach. Wolniej, wolniej, żeby tak nie wiało, żeby było cieplej, sam siebie nie poznaje, marznę. Droga do mety już w zasadzie w dół, czasami małe wzniesienia, które trudno mi się pokonuje, nie mogąc zmieniać przełożeń przez zmarznięte dłonie. Cierpię psychicznie, w głowie dudnią słowa trenera "Odpuść. Mocno, ale nie maratonowo, to nie twój cel".

Przejeżdżamy przez Saslong - najbardziej znaną trasę narciarską w Dolomitach. Ostatni fragment, szeroka droga, w miarę szybko, krótki szutrowy zjazd, jestem na mecie.
Medal za ukończenie i kufel piwa dla wszystkich uczestników, czekająca Agnieszka z ciepłym słowem i resztą teamu, żeby wrócić razem do domu. Wielki szacunek i podziękowania, to było bardzo miłe.

opis

Maraton Hero przejechany, czy było ciężko, czy było technicznie, czy wręcz przeciwnie, nie mi oceniać, ja jestem od jazdy i ciśnięcia do mety. Było na pewno specyficznie, ilość ludzi szczególnie na zjazdach i pogoda zrobiły swoje. Super jest wystartować w maratonie w Alpach, zobaczyć jak jeżdżą inni, jak zachowują się na trasach, zamienić z nimi kilka słów, zobaczyć organizację, oprawę zawodów i poczuć ich atmosferę.
Tematem na osobny artykuł jest obcowanie z przepiękną, zapierająca dech w piersiach okolicą wpisaną na listę światowego dziedzictwa przyrody.

opis


Komentarze:
Tego artykułu jeszcze nikt nie skomentował.
Bądź pierwszy!
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby skomentować ten artykuł.
Jeżeli nie posiadasz konta, zarejestruj się i w pełni korzystaj z usług serwisu.
Grupa Kolarska
Gomola Trans Airco
Get the Flash Player to see this rotator.
Wirtualne360
Gomola Trans Airco
Panorama 360, Gomola Trans Airco  - Team MTB

Najpopularniejsze artykuły
Subskrypcja
Promuj serwis LoveBikes.pl
RSS Wyślij e-mail Facebook Śledzik Gadu-Gadu Twitter Blip Buzz Wykop



Polecamy
Wejdź i zobacz!
Wspieramy:
MTB Marathon MTB Trophy MTB Challenge
© 2012-2016 Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie zawartości serwisu zabronione.
All right’s reserved.